Munga
Cóż, powiedziało się "A", trzeba powiedzieć "B". Taki mały reportaż napiszę. Ciężko mi komentować to co się dzieje w mediach, bo nie oglądam. Z tego co słyszę jedynym uchem od znajomych, radia, nagłówków internetowych - jest źle. Bardzo źle, 20k zakażeń na dobę, wszyscy umierają, nawet psy i koty się nie uchowają.
Jak wygląda rzeczywistość? Na początek kilka faktów:
zakażony - osoba, ma w sobie wirusa - nie oznacza to z automatu, że jest CHORY. Czemu? Bo nie ma objawów.
chory - osoba, która ma w sobie wirusa i ma objawy.
Tutaj upada jeden mit medialny, nowe pojęcie medycyny - bezobjawowe przejście choroby. NIE MA CZEGOŚ TAKIEGO. Albo jesteś chory, albo nie. Jak masz w sobie wirusa, to zwyczajnie go nosisz. Jesteś zakażonym, a nie 'zachorowanym'. KROPKA.
Czym nas ciągle atakują w mediach? Zakażonymi. Co nam to mówi? Zupełnie nic. Ta liczba pokazuje tylko ile ludzi ma go w sobie. Na ten moment nie ma sposobu na sprawdzenie, kiedy ta osoba miała kontakt z innym zakażonym. Czemu to jest ważne? Bo ta osoba mogła się zarazić latem. Nie teraz, latem. Nikt nie wpadł na to, że od marca wirus sobie skakał z jednego zdrowego na drugiego? Ile testów zrobiliśmy latem? Kiedy to wirus był w odwrocie i ludzie nie mieli napchane do głowy, żeby testować się na potęgę? Teraz zwyczajnie nadganiamy statystyki.
Przedstawiam, w oparciu o dane GUS lub radio (nie weryfikowałem, nie chce mi się):
Zakażenia dzienne: ~25000
Hospitalizacji wczoraj: ~400
Wiem z radia, że liczba hospitalizacji zaczęła maleć (nie mam liczby), 3 dni temu było to 119 przyjętych mniej, niż dnia poprzedniego.
Wniosek? Pomimo wzrostu (/utrzymywania się na tym samym poziomie) liczby zakażonych, liczba chorych potrzebujących hospitalizacji maleje. Jaki z tego wniosek można wysnuć? Jak w przypadku każdego nowego patogenu, zaczyna zjadać swój własny ogon. Co to znaczy? Zwyczajnie zaczyna mu brakować gospodarzy, którzy są podatni na wystąpienie choroby. Cała reszta była odporna, albo nabyła odporność poprzez przejście choroby.
Skąd to wiem? Profesor Sunetra Gupta, uznany epidemiolog teoretyczny, wirusolog, pracuje i wykłada na Oxfordzie. Pokazuje ona dokładnie jak przebiega infekcja populacji w oparciu o wystąpienie nowego wirusa. Mówi też ona o tym, że obecny koronawirus, nie ma żadnych cech specjalnych potwierdzających "wyjątkowość" tego szczepu. W obiegu mamy 4 koronawirusy, które wywołują takie same objawy jak covid19 - jaka jest różnica między tymi czterema, a wirusem celebrytą? Tamte 4 przechodzimy w wieku do 5 lat w przedszkolach/szkołach. Ten jest 'nówka', więc zwyczajnie sieje spustoszenie wśród grup ryzyka.
Jakie to są grupy ryzyka? Ludzie o obniżonej odporności (rak, problemy z układem immunologicznym, astmatycy, itd.) lub ludzie starsi, którzy swoje już w życiu przeszli. Dlaczego śmiertelność w przedziale wiekowym 1-50 lat nie przekracza 1% na całym świecie? Bo zwyczajnie nie ma się czego bać.
Idziemy dalej, śmierć w Polsce - bo to nas wszystkich najbardziej grzeje, prawda? Dane GUS:
pierwsze są dane dla 42tygodni, w nawiasie zestawienie roczne:
2015 - 319111 [401852]
2016 - 308318 [386953]
2017 - 324981 [402533]
2018 - 332243 [411312]
2019 - 330034 [407624]
2020 - 336525
Czemu takie zestawienie? Dlatego:
Eksplozja zgonów, prawda? "Nie było tak źle od dekad!". 44k ludzi zmarło w październiku 2020. Z czego 3,1k na covid [powtarzam, wg oficjalnych danych]. Czyli zmarło 10000 ludzi, u których nie potwierdzono występowania COVID19 - na różne choroby[tak, również grypa].
Co wynika z wykresu? Tyle co nic. W zestawieniu rocznym nadal mamy zbyt małe odchylenie od średniej, którą można zaobserwować na przestrzeni 2015-2020. Czemu tyle ludzi umarło? Na moje spiętrzyły się zgony z poprzednich tygodni (było ich mniej niż przewidywano). Wisienką na torcie jest to, że ludzie mają odmawiane zabiegi, "bo covid". Zdrowie to nie próżnia. Prawdziwe spustoszenia dopiero nastaną, dzięki naszemu rządowi. Obecnie w Polsce z różnymi problemami boryka się około 14mln jednostek [miażdżyca, cukrzyca, itd.]. Co oni mają teraz zrobić? Ustępować ludziom chorym na grypę? Jak to wytłumaczyć komukolwiek, że katarek i bóle mięśni są ważniejsze, niż jego życie? Ja nie potrafię, rząd jak najbardziej.
Nie ma żadnych dowodów na to, że lockdown w jakikolwiek sposób hamuje rozprzestrzenienie się wirusa. Szwecja i Norwegia nie zrobiły nic. Widzieliście, żeby ich liczby rosły tak szybko jak nasze? Nie, czemu? Jak jesteś chory, trafiasz do szpitala. Badają Cię i leczą w oparciu o to co wyjdzie z badań. Masz covid? Leczą covid. Masz grypę? Leczą grypę. Przychodzisz z zawałem? Leczą k**wa zawał. Nikt nie zaprząta sobie głowy zakażonymi, którzy zwyczajnie funkcjonują. A u nas? Tylko covid.
Dochodzi do takich kuriozalnych sytuacji: moja teściowa, której test wyszedł negatywny, po konsultacji [telefonicznej xD] z lekarzem, usłyszała, że skoro źle się czuje, to na pewno test musiał źle wyjść. Bo lekarze już też nie widzą innych chorób, nagle zaczął istnieć tylko covid. Reszta chorób magicznie zniknęła z powierzchni.
W zeszłym roku hospitalizowaliśmy z powodu grypy 15 000 ludzi - tak, tyle ludzi trafiło DO SZPITALA, z powodu grypy. Patrząc na to, że respiratorów dla covidian nie brakło, reszta przypadków jest względnie "znośna". Czemu zatem covid19 zyskał całą uwagę? Bo musieliśmy mieć kryzys - jak już wspomniałem, nie było żadnych przesłanek na to. Tylko jutubowi guru bili na alarm. Rynek mówił co innego. Wywołał się "sam"? A no wywołał. Komu na tym zależało? Jak dla mnie temu, który na tym najwięcej zarobił. Proponuję zwrócić uwagę na tych, którzy wykupują różne biznesy za bezcen, lub przejmują spółki na giełdzie. Mi się nie chce.
I jeszcze na koniec dane śmiertelności. Bo tym też mocno straszyli. Na początku wryła mi się w pamięć śmiertelność na poziomie 3,4%. Sporo, prawda? Po pół roku liczba ta spadła do 2,5%. Dosyć szybko. Idąc dalej, już w oparciu o dane GUS, w Polsce umarło 9499 na dzisiaj - śmiertelność na poziomie 1,4%. Z tej liczby maksymalnie do 20% to ludzie, którzy wpisane mieli w karty zgonów SAM covid. Czyli nie było raka i innych gówien. Jak przemnożymy liczby wychodzi nam, z już dostępnych liczb, że śmiertelność na sam covid wynosi 0,285%[maksymalnie]. Trochę mało, żeby siać panikę, prawda? A ta liczba jeszcze zmaleje. Przypadków zakażeń będzie przybywać, a śmierci będzie ubywać. Skąd wiem? No wystarczy spojrzeć na statystyki - zimna kalkulacja pokazuje, że na początek poszli niestety ludzie, którzy "mieli umrzeć". A teraz reszta 'zdrowego' społeczeństwa, będzie działać na niekorzyść zwolenników lockdownów.
Wniosek jest niestety jeden, gdyby nie zostało to tak wszystko rozdmuchane, żylibyśmy normalnie. A tak? Kasa z EU wpadnie, o co Pinokio zabiega bardzo mocno. EU jasno powiedziało, będą fundusze na odbudowę gospodarki po Covid19. Na minus powiązali to z praworządnością - a u nas tego nie ma, prawda :D? Co będzie robił rząd, który desperacko wszędzie szuka pieniędzy? Oczywiście nałoży restrykcje, które pomagają tyle co umarłemu kadzidło. Statystyki mówią, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Optymistycznie, prawda? To samo by się działo, gdyby ludzie przestaliby się testować. Wyobraźcie sobie, 25k ludzi nagle przestaje jeździć po test. Do szpitali przyjmują 400 ludzi dzennie. Jakich liczb by wtedy użyli, na poparcie covida? Społeczeństwo by nawet nie splunęło na te 400 chorych.
Jakby ktoś miał jakieś 'niepodważalne' dane na potwierdzenie obecnej sytuacji i tego co się wyprawia, zapraszam. Zaznaczam jednak, że ja swoje dane biorę z GUS. Nie z anegdotek, nie z "raportów z linii frontu" itd. I nie zmyślam również jak nasz premier. Dowód? Mateuszek powiedział, że Uniwersytet Warszawski dostarczył mu dane nt. rozprzestrzenienia się epidemii. Pinokio dodał od siebie, że przez protesty będzie przybywać 5k zakażonych więcej niż powinno. Wiecie co stało się potem? UW sprostował drewno i napisali, że ich model epidemiologiczny nie brał pod uwagę protestów. Chyba dlatego on zawsze powołuje się na "rzesze ekspertów i specjalistów", bo wtedy nie ma go kto prostować