tuono1000
Ludzie proszę nie piszcie w ogłoszeniach "moto od motocyklisty" wystawiając totalnego syfa do którego trzeba na dzień dobry dołożyć 2 tyś. Do tego w opisie "moto nie picowane na sprzedaż" - w rzeczywistości najczęściej oznacza syfilis malowany 3 razy z poklejonymi owiewkami oraz z zmęczonym do maxa napędem. Cieknące lagi , tarcze z rantem i luzem jak z T34 z 43 roku , opony z 2003 roku to tzw. kosmetyka. Piszę ten post ponieważ ręce czasem odpadają oraz d*pa po przejechaniu 300-500 km + powrót ( kasy na paliwo aż żal liczyć). Wczoraj byłem po fireblade "od motocyklisty" w Radomiu. Niby niedaleko ale + przyczepa ( mam swoją także mniejszy problem) + żona + 2 letni junior - jednym słowem wyprawa na cały dzień choć to tylko circa about 140 km. Po przyjeździe ogledziny trwały 3 minuty i już. Nie oczekiwałem cudów ale po cenie i roczniku motocykla powinno być znacznie lepiej. Shit happens everyone ... Ok ale to jest 5 motocykl z ostatnich kilku tygodni który oglądam 3 minuty i nie ma o czym rozmawiać. Jakie macie własne doświadczenia z tzw. "motocyklami od motocyklisty" ? Osobiście uważam że trzeba by zrobić na FŁM dział poświęcony specjalnie dla min i paździerzy motocyklowych. Kto za ?